W czasie naszej kanadyjskiej wyprawy, zawitaliśmy na dwa dni do Ottawy. Ponieważ hotele były dość drogie, a w dużym mieście ciężko rozbić namiot, nocowaliśmy na Couchsurfingu. Kiedy dotarliśmy na miejsce, naszego gospodarza nie było jeszcze w domu, w związku z czym zaparkowaliśmy samochód na bezpłatnym parkingu w jednej z małych osiedlowych uliczek i pojechaliśmy autobusem do centrum, żeby trochę pozwiedzać. Po powrocie czekała nas niemiła niespodzianka, za wycieraczką naszego samochodu znaleźliśmy mandat. Wydawało nam się to zupełnie irracjonalne, bo parking był ewidentnie bezpłatny, a w dodatku żaden z sąsiednich samochodów nie miał mandatu za wycieraczką. Zabraliśmy mandat i pokazaliśmy naszemu gospodarzowi, stwierdził, że to zapewne dlatego, że zaparkowaliśmy w kierunku niezgodnym z ruchem ulicznym, a potem poradził żebyśmy poszli z tym do sądu. Nigdy wcześniej nie miałam bliższej styczności z wymiarem sprawiedliwości, ale sprawy sądowe kojarzyły mi się zawsze z dużymi wydatkami i bardzo długim czasem oczekiwania. Z drugiej strony mandat był na 50$, czyli mniej wiecej tyle ile zaoszczędziliśmy nie wynajmując hotelu w Ottawie, więc postanowiliśmy spróbować. Podjechaliśmy pod wielki i bardzo poważnie wyglądający sąd, zaparkowaliśmy (tym razem, prostopadle) i wkroczyliśmy do środka. Od razu, bardzo miły pan skierował nas do odpowiedniego okienka. Zgodnie z poradą naszego gospodarze (i w dużej mierze zgodnie z prawdą) postanowiliśmy udawać, że nie wiemy za bardzo o co chodzi i dlaczego dostaliśmy ten mandat. Pan w okienku stwiedził, że skoro nie chcemy płacić tego mandatu, to on kieruje sprawę do sądu pierwszej instancji. Wydał nam numerek i kazał oczekiwać na rozprawę. Trochę przerażeni, trochę podekscytowani skierowaliśmy się na wskazane przez niego krzesełka, na których nie zdążyliśmy dobrze usiąść, kiedy zostaliśmy wezwani. Uzbroiliśmy się w nasz najlepszy pol-english i wkroczyliśmy na salę zrozpraw, czyli do malutkiego przeszklonego pokoiku, w którym były tylko trzy miejsca: dla nas i Pani Sędziny. Pani Sędzina, okazała się kobietą w średnim wieku o aparycji i sposobie bycia przedszkolanki z 30 letnim stażem. Nasz pol-english i zatroskane miny zadziałały bardzo dobrze, Pani powoli i w prostych słowach wytłumaczyła nam, że parkować równolegle można tylko zgodnie z kierunkiem ruchu, bo inaczej wymaga to przejechania paru metrów „pod prąd” a to stwarza niebezpieczeństwo, nawet na małej ulicy. Zadała nam jeszcze parę kontrolnych pytań, o to kiedy wyjeżdżamy z Ottawy (odpowiedź brzmiała: dziś) a kiedy z Kanady (za 5 dni). A następnie wyjęła wielką czerwoną pieczątkę z napisem „cancelled” i przystawiła na naszym mandacie. Potem wręczyła nam broszurkę z zasadami parkowania w Ottawie (jak sama stwierdziła, w charakterze pamiątki) i życzyła nam miłych wakacji. Na koniec powiedziała jeszcze, że zasady parkowania w Kanadzie mogą się różnić w każdym regionie, a tak właściwie w każdym mieście i że nawet Kanadyjczykom się czasem trudno w tym połapać. I tak oto, w ciągu 15 minut udało nam się wygrać sprawę w kanadyjskim sądzie pierwszej instancji i zaoszczędzić 50$. Oby w każdym państwie wymiar sprawiedliwości działał tak sprawnie.
0 Comments
|
AutorOd dwóch lat mieszkam i pracuję w Liverpoolu. Kocham moją pracę (jak najbardziej etatową), ale poza tym kocham podróżować. Na moim blogu nie znajdziesz recepty na to ja „rzucić wszystko i wyjechać w nieznane” ani jak stać się pełnoetatowym podróżnikiem. Będzie natomiast o tym jak zwiedzić kawał świata nie wywracając całego życia do góry nogami. A także trochę o tym, jak przeżyć w Anglii i nie zwariować. I może jeszcze o czymś, zobaczymy! Archiwa
Październik 2018
|